2 lipca 2024 - dzisiaj zakończyliśmy ostatni z czternastu wykładów dla Słuchaczek i Słuchaczy Płockiego Powiatowego Uniwersytetu Trzeciego Wieku na temat drogi Polski do NATO i UE na przykładach filmowych. Dzięki Fundacjom: "Fundusz Lokalny Ziemi Płockiej - Młodzi Razem", Działaj Lokalnie, Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce oraz Starostwo Powiatowe w Płocku mieliśmy okazję przyjrzeć się przemianom kulturalnym w Polsce po '89 roku.
Porozmawialiśmy o hitach i nie-hitach filmowych. Uroniliśmy łezkę przy "Dumce na dwa serca" (jak się okazało, w niejednym sercu na zawsze pozostały oczy Bohuna ); zauważyliśmy, że Sienkiewicz opisuje step jak na hollywoodzkim planie totalnym (ten step ukraiński, co go ponoć nigdy na własne oczy nie widział); pożegnaliśmy twórcę ikonicznego nuworysza lat 90., Janusza Rewińskiego, a i o pani Halince Kiepskiej też się wspomniało; zastanowiliśmy się, jak to jest, że i Bogusław Linda, i Artur Żmijewski w "Psach" byli gangsterami, a później przeszli na "drogę sakralną", przy czym to Linda w świadomości wielu pozostał filmowym bandytą, a Żmijewski stał się symbolem mężczyzny godnego zaufania; no i w ogóle sporo było o kinie bandyckim, że raz jest na śmiesznie ("Kiler"), raz na symboliczno-romantycznie ("Psy"), raz szpanersko po dzieciacku ("Młode Wilki"), raz do bólu na serio ("Dług"); posłuchaliśmy "Poloneza" Kilara, który zdeklasował Ogińskiego i to do muzyki filmowej jednak tańczy się dzisiaj na studniówkach, co jest niezbitym dowodem na wpływ kultury wizualnej na świadomość społeczną naszą i waszą. A, i było słowo o tym, dlaczego Andrzej Wajda przypiął Zosi długi, słowiański blond warkocz, skoro wiadomo, że miała "włos w pukle nie rozwity, lecz w węzełki małe pokręcony, schowany w drobne strączki i białe"; wreszcie przypomnieliśmy sobie, jak to jest być wyzwoloną kobietą, choć wydawałoby się, że "Nigdy w życiu!", oraz współczuliśmy (ja, polonistka, szczególnie) Adamowi Miałczyńskiemu ( "O, bracia poloniści, siostry polonistki, sto trzydzieścioro było nas na pierwszym roku. Myśleliśmy, że nogi Boga złapaliśmy...").
Jak widać, popu było niemało, ale i Marcel Łoziński się załapał oraz "89 od Europy", czyli krótka opowieść o przejściu granicznym w Brześciu oraz różnicy w szerokości torów kolejowych między Polską a byłym ZSRR, swoją drogą, to są dla mnie najciekawsze momenty, kiedy coś, o czym ja się naczytam i naoglądam, moi słuchacze z racji epokowo większego życiowego doświadczenia znają z autopsji, z prawdziwego, jak to się mówi, przeżycia...